Dziecko, Parenting

Alfabet świeżego rodzica: I jak intuicja

„Intuicja matki podpowie Ci co robić” mówili. „Matka wie najlepiej, co jest dobre dla jej dziecka” mówili. Mówili też, żebym przede wszystkim słuchała siebie i robiła według swojego zdania. Przepraszam, swojego czego?! Przecież ja nic nie wiem! Jak mam się słuchać?!

Uczęszczaliśmy na zajęcia do szkoły rodzenia, fakt.
Były zajęcia np. z pielęgnacji maluszka, fakt 2.

Ale jak sama nazwa szkoły wskazuje głównie skupialiśmy się na porodzie! My, kursanci. To pierwsza, największa i najbardziej przerażająca niewiadoma! Byle urodzić, reszta jakoś pójdzie 🙂

Poza tym, ćwiczenia na lalce nijak się mają do rzeczywistości! Lalka się nie rusza i akurat od mojego dziecka była większa. I po ostatnie w końcu – nie masz pojęcia o co pytać! Mnóstwo pytań nasuwa się już mając dziecko w domu!

Położna  – moje guru

Nasza położna, Zuza, to złota kobieta! Wspaniała! Prowadziła zajęcia w szkole rodzenia i odwiedzała nas po porodzie. To ona pokazała jak Małą kąpać, jak pielęgnować pępek, jak czyścić nos. To ona znosiła moje pytania o to, w jaki kształt obcinać Małej paznokcie, jak ubierać jej cokolwiek przez głowę czy jakie są poglądy na temat smoczka. Tak, zadawałam takie pytania! Przez pierwsze dwa tygodnie była u nas 6 razy i za każdym razem witałam ją kartką A4 z moimi pytaniami 🙂

 Jej zdanie było dla mnie wyznacznikiem, drogowskazem. Wszystko, absolutnie wszystko robiłam tak jak ona kazała. Przecież „wypielęgnowała” mnóstwo dzieci, a ja dopiero startuje!

Ponoć moje zapatrzenie w nią zaczynało być to przerażające. Piszę ponoć, bo ja oczywiście niczego złego w tym nie widziałam. Ale dotarły do mnie głosy, że w rozmowach wszystko tłumaczyłam „Zuza mówiła”, „Zuza twierdzi” i “zapytam Zuzy”. 🙂

Moja siostra również była dla mnie drogowskazem. I to ona pierwsza powiedziała, żebym zaczęła wierzyć sobie. Pamiętam taką rozmowę, w której powiedziała:  „bardzo się cieszę, że masz osobę, którą uważasz za autorytet, ale pamiętaj, że to jest Twoje dziecko i to Ty jesteś matką! Mniej lub bardziej przerażoną, ale jednak decyzyjną. Słuchaj siebie”

Ja akurat z tych przerażonych na maxa, ale że siostrę mam mądrą to jej posłuchałam i słuchałam siebie. A we mnie wszystko krzyczało: SŁUCHAJ ZUZY, PRZECIEŻ TY NIC NIE WIESZ!!! 😀

Przebudzenie intuicji

Za radą Zuzy udaliśmy się z Młodą do fizjoterapeuty z podejrzeniem obniżonego napięcia mięśniowego. Położna wprawdzie zastrzegała, że nie jest pewna co do swej diagnozy, ale warto to odpowiednio wcześnie sprawdzić. Umówiliśmy się na wizytę do poleconego nam (przez położną, a jakże!:)) fizjoterapeuty. Przemiły Pan „pobawił się” z  niespełna dwumiesięczną wtedy Młodą, stwierdził, że wygląda w porządku, ale ostateczną opinię wyrazi, jak Młoda skończy 11 tygodni. No luz, przyjedziemy.

Pamiętam był początek kwietnia. Pojechaliśmy do fizjoterapeuty. Pan znów porobił z Młodą jakieś akrobacje 🙂 każde ćwiczenie komentował „no pięknie”, „super”. My bijemy w duchu brawo naszej małej dziewczynce! E tam w duchu- na żywo, standing ovation!

Tata ubierał dziecko, a ja dostałam od fizjoterapeuty listę umiejętności, które już powinna opanować, a nie opanowała. I chwytać zabawki powinna, a nie chwyta! Za tydzień znów wizyta.

Trochę nas zdziwiły umiejętności na liście. Przecież taki Maluszek ledwo co ogarnia otoczenie, a już ma chwytać zabawki?! No nic, obserwujemy dziecko i przyjedziemy znów…

Ale wtedy właśnie zaczęła przebudzać się we mnie moja intuicja. Cichutko podpowiadała, żeby nie panikować, że jest dobrze. Czułam całym sercem, że moje dziecko nie potrzebuje rehabilitacji, a na podane umiejętności ma jeszcze czas! Nie byłam jednak na tyle odważna, by zaufać mojej intuicji, więc dałam Małej zabawkę, by ładnie ją chwyciła. Uderzyła się nią w głowę. Chyba chciała mi powiedzieć: “matka, puknij się w łeb! Mam 3 miesiące, ledwo ogarniam zabawki wiszące nade mną, a ty mi każesz je chwytać?!”

Na kolejnej wizycie bacznie obserwowaliśmy Maleństwo i wsłuchiwaliśmy się z zalecenia fizjoterapeuty. Ale wciąż wewnętrznie się z nimi nie zgadzaliśmy!

Dalej obserwowaliśmy dziecko i jak bum-cyk-cyk postęp jest ogromny, chociaż wciąż nie umie łapać zabawek.

Moja intuicja już wtedy obudziła się na dobre i wręcz krzyczała: daj dziecku czas! Przecież widzisz, że się rozwija, uczy nowych rzeczy! Na szczęście tym razem odważyłam się jej posłuchać. Odwołaliśmy wizytę. Niebawem dziecko zaczęło chwytać zabawki i całkiem ładnie się nimi bawić.

Umiar i odwaga

Teraz z perspektywy czasu myślę, że dobrze mieć kogoś, kto będzie dla Ciebie guru i będziesz słuchać tylko jego. Ile rodziców tyle opinii, a od ich słuchania można dostać szału, a co dopiero od stosowania się do zaleceń, często znacznie rozbieżnych. Ważne jednak, by to był ktoś godny zaufania i znający się na rzeczy 🙂 Ale zdaję sobie sprawę, że bezmyślne przyjmowanie czyjegoś zdania za prawdę objawioną może być… niepokojące? Dlatego ważny jest umiar. Umiar w przyjmowaniu rad i zaleceń. Umiar w stosowaniu się do nich. Umiar w zasłuchaniu się. Umiar w wymaganiach wobec dziecka…

Dziś wciąż lubię słuchać rad innych mam. Ale umiem już je przesiać przez sito moich własnych poglądów. I choćby mi coś radzili, a ja tego nie czuję, to do tej rady się nie dostosuje. Jeśli intuicja coś mi podpowiada to (raczej) jej słucham 🙂 Raczej, bo czasem jeszcze skonsultuję się z mężem 🙂

Ufam jej i sobie.

I tak, rację mieli ci co mówili, że matka najlepiej wie, co jest dobre dla jej dziecka.

I że intuicja podpowie co robić. 

Tylko trzeba mieć jeszcze odwagę jej słuchać.

 

 

 

źródło zdjęcia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *